Koniec sezonu w rozgrywkach klubowych został zwieńczony kapitalnym widowiskiem na kijowskim stadionie. Podopieczni Zidane’a zdobyli trzeci raz z rzędu tytuł najlepszej drużyny w Europie.
Wielki pech Mohameda Salaha
Przed meczem mówiło się, że to Egipcjanin ma zostać gwiazdą wieczoru. Były zawodnik AS Romy miał na koncie najwięcej bramek spośród wszystkich piłkarzy awizowanych do gry od pierwszej minuty. To w nim Jurgen Klopp upatrywał głównej siły rażenia w ataku The Reds. Pech jednak chciał, że piłkarz Liverpoolu ze łzami w oczach musiał zejść z boiska. Po ostrym wejściu Sergio Ramosa Salah doznał urazu i w jego miejsce zameldował się Adam Lallana, który delikatnie mówiąc nie prezentował w obecnych rozgrywkach takiej formy co właśnie Egipcjanin.
Real Madryt miał szczęście
Poza niedyspozycją asa Liverpoolu to madrytczycy mogli mówić o przychylności losu jeszcze co najmniej dwa razy. Kto wie jakby potoczył się ten pojedynek gdyby nie fatalna postawa Lorisa Kariusa. Niemiec popełnił dwa koszmarne błędy, po których Real Madryt strzelał bramki. Najpierw goalkeeper drużyny z Anglii nie zauważył nadbiegającego Benzemy i ten dostawiając nogę wpisał się na listę strzelców. Później w końcówce meczu źle obliczył tor lotu piłki i niczym junior przepuścił futbolówkę do bramki.
Nie można więc mówić, że Real Madryt był dużo lepszy pod względem taktyki, ale trafniejszym określeniem wydaje się, że Hiszpanie lepiej wykorzystali nadarzające się okazje.
Zdecydowali zmiennicy
Zarówno w przypadku jednych jak i drugich kontuzje wymusiły zmiany zawodników. Pisałem wcześniej, że za Salaha zameldował się Lallana, jednak przy tej okazji trzeba przypomnieć, że również w ekipie Los Blancos potrzebna była zmiana. Sytuacja w drużynie Zidane’a była jednak zupełnie inna. Za słabo spisującego się Carvajala wszedł Nacho. Oczywiście o zmianie zdecydował uraz, a nie forma w trakcie rozgrywania meczu. Jednak w tym przypadku widzimy skok jakości w obu zespołach. Liverpool musiał świetnego Salaha zastąpić przeciętnym Lallaną, a Real Madryt w miejsce zamyślonego Carvajala posłał solidnego Nacho. To właśnie zawodnik z „6” był jednym z kluczowych aktorów tego pojedynku, niejednokrotnie skutecznie przechwytując podanie, czy też wykonując udany wślizg.
Innym wygranym w talii Realu Madryt okazał się Gareth Bale. Walijczyk nie mógł zaliczyć tego sezonu do udanych, ponieważ częściej niż na murawie to przebywał w gabinecie lekarskim. Na jego szczęście udało mu się zagrać w najważniejszym meczu sezonu i to jak zagrać! Najpierw FE-NO-ME-NAL-NA bramka przewrotką w okienko, a później kiedy było już coraz bardziej nerwowo, wziął na siebie ciężar gry, wyręczając tym samym jakby nieobecnego Ronaldo, strzelił z dystansu i zapewnił swojej drużynie trzeci z rzędu triumf w Lidze Mistrzów.
To tyle z piłki klubowej w tym sezonie. Pozostaje nam czekać na zbliżające się wielkimi krokami mecze Mistrzostw Świata. Mam nadzieję, że to wyczekiwanie umili Wam lektura moich poprzednich wpisów:
Po meczu z Nigerią.
O powołaniach na sparingi.